"Gliwickie Metamorfozy" - Stowarzyszenie na Rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic

 

Sylwester 2012

 

Opis: Opis: D:\Gliwiczanie\drobne\logo_butt.jpg

   www.gliwiczanie.pl

   

Nie będę zaczynać od marudzenia, że ten czas tak szybko leci, bo to już truizm. Mogę tylko stwierdzić, że zaczęłam zamiast życzeń noworocznych przyjmować kondolencje....

Po dwóch latach zesłania na rynek sylwester organizowany przez UM wrócił na plac Krakowski. Ciekawa byłam, czy nasze władze wyciągnęły jakiekolwiek wnioski po tym skandalu jakim był Sylwester 2011. Udałam się na plac o 23-ciej zachęcona szumnymi opisami na stronie internetowej UM jakie to będą niesłychane atrakcje. I to był błąd. Weszłam na plac i znalazłam się na placu, a jakże, tylko że budowy - wyraźnie pracował kafar. Jednostajny monotonny łomot o natężeniu takim, że odbierało się go nawet przeponą, ale za to pozbawiony jakiejkolwiek linii melodycznej - no tak, "muzyka klubowa" czyli po prostu techno dla dresowej gimbazy.... 

Część placu zastawiona konstrukcjami metalowymi obwieszonymi ruchomymi reflektorami, a ze sceny puszczane zmienne światło laserowe. Nie wiem czy akurat świecenie ludziom dokładnie po oczach laserem jest takie zdrowe - ale tu się nie czepiam - można było stanąć z boku i patrzeć na efekty, nikt nie kazał nikomu wystawiać się na światło. Ale popatrzcie na zdjęcia - tam NIKT się nie bawił. Wszyscy stali i czekali na obiecywane atrakcje ledwo znosząc ogłupiający łomot.

(Acha, aby uniknąć oskarżeń, że jestem zgred i się nie znam to TUTAJ możecie posłuchać co nam serwowano)

 
     
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
     
  Następnie prowadzący zapowiedział mega gwiazdę europejskiego formatu. Nabraliśmy nadzieję na coś dla ludzi. Niestety, był to kolejny didźej z klubów techno - łomot został dokładnie ten sam, tyle że o innej częstotliwości.....  
     
 

 
     
  A ludzie dalej stali.....  
     
 

 
 

 
 

 
     
  Na krzyki prowadzącego "Gliwice jak się bawicie" zapadała cisza przerywana uwagami - "a gdzie ta zabawa...." A nad placem obojętnie wisiał trochę dziobaty księżyc.  
     
 

 
     
  Siedem minut przed północą zapowiedziano wyczekiwany pokaz videomappingu. No cóż.... Już poza tym, że tłem dalej był ten nieprzerwanie pracujący kafar, to nazwanie tego żenującego pokazu prezentacji rzucanej na ścianę politechniki videomappingiem było grubym nadużyciem. Każdy z nas mógł taki pokaz zrobić zwykłymi rzutnikami i komputerem z podwójnym wyjściem na monitory.....  
     
 

 
 

 
 

 
 

 
     
  A potem już północ i tradycyjny pokaz sztucznych ogni (w akompaniamencie łomotu techno).  
     
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
     
  Tradycyjnie całkiem fajny, puszczany znad wydziału górniczego. Potem co kto miał na placu to zdetonował.  
     
 

 
 

 
 

 
 

 
     
  A następnie tłum ruszył z placu byle dalej od tej pseudo-muzyki. Komentarzy przechodniów nie będę cytować, ale wszyscy byli dość zgodni....  
     
 

 
     
  Jeszcze spacerek przez miasto  
     
 

 
 

 
 

 
 

 
     
  Na rynku wyraźnie urzędowało jakieś bydło....  
     
  Ale sobie poszło i zostali ludzie spacerujący i puszczający ognie sztuczne, a nie rzucający butelkami.  
     
 

 
 

 
 

 

 
  A potem jeszcze zobaczyłam naszą miejską stajenkę - nie miałam wcześniej okazji być na rynku - dobili mnie - żenada..... Chyba lepiej nic nie wystawiać niż coś takiego...

 

 
 

 
     
  I do domciu...  
     
 

 
 

 
 

 
 

 
   

No tak - znowu rozczarowanie. Żeby nie było, że wszystko potępiam w czambuł muszę pochwalić bezpieczeństwo na placu - było dużo ochrony i to skutecznej, nie wahali się interweniować, czuliśmy się tam naprawdę bezpiecznie.

Tylko mam takie przemyślenie - UM organizuje imprezę dla mieszkańców, czy dla jakiejś garsteczki? Bo może łaskawie sprawdzą przekrój wiekowy obywateli Gliwic? Muzyka akceptowana przez jakieś 0,2% mieszkańców nie ma prawa bytu na imprezie masowej!

 

 
  Wszystkim naszym sympatykom, znajomym i nieznajomym życzę dużo zdrowia i szczęścia w Nowym Roku

Eewa