"Gliwickie Metamorfozy" - Stowarzyszenie na Rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic

 

 

Finał Tall Ship Races 2013 - reportaż -cd

Gliwiczanie uczestniczyli

opracowanie i zdjęcia: Ewa Hordyniak

 

   www.gliwiczanie.pl

 
 
 
Przepłynęliśmy dookoła wyspy grodzkiej i zbliżyliśmy się nabrzeża Łasztowni. Obserwowałam manewry naszej jednostki, nagle odwróciłam się w stronę wody i ujrzałam coś nieprawdopodobnego. Cholera piraci nadpływają czy co??!! 
 
 
 
     
     
     
     
     
Niesamowity widok, jednostka przepiękna - jest to Götheborg. Götheborg jest repliką 18-wiecznej jednostki Szwedzkiej Kompanii Wschodnioindyjskiej i zarazem największym na świecie drewnianym żaglowcem. Oryginalny Götheborg zatonął u wybrzeży Szwecji 12 września 1745, podczas gdy zbliżał się do portu macierzystego po powrocie z jej trzeciej podróży do Chin. Wszyscy marynarze przeżyli, ale statek zatonął. Budowa z repliki rozpoczęła się w 1995 roku i trwała 10 lat. Wiele czasu pochłonęły badania nad odbudową repliki. Na zewnątrz pozostaje wierny oryginałowi, wnętrze zaś jest bardzo nowoczesne. Statek posiada instalację elektryczną i silniki diesla. Silniki są jednak używane tylko przy wpływaniu do portu, w sytuacjach awaryjnych lub przy niesprzyjających wiatrach. Inne ulepszenia obejmują elektroniczny sprzęt do nawigacji i komunikacji. Oj też muszę go zobaczyć z bliska..... 
 
Wreszcie wylazłam ze stateczku spacerowego i ruszyłam wzdłuż brzegów Łasztowni w poszukiwaniu Kruzenshterna. Jest. 
 
 
 
Kolejka do wejścia na pokład ciągnęła się przez pół Łasztowni - trudno, zacisnęłam zęby i stanęłam na końcu. Okazało się, że przy jednostce tej wielkości oczekiwanie wcale nie jest długie, bo mieści się na nim ogromna liczba zwiedzających na raz. 
     
     
 
 
     
     
     
  Załoganci wyskoczyli akurat na papieroska na pokład, chłopaki chętnie pozowały do zdjęcia  mile zdziwieni że ktoś do nich gada w ich ojczystym języku - jednak ten rosyjski się przydaje.  
     
     
     
 
Fajny, wielki, imponujący. Zlazłam w końcu i idę szukać Goetheborga. 
 
 
 
 
 
 
     
     
  Goetheborg stoi przy nabrzeżu Łasztowni, ale na pokład nie wpuszczają. Dowiaduję się od załoganta ustylizowanego na pirata, że jednostka będzie dostępna do zwiedzania od godziny 16-tej. No dobra, ja tu wrócę. W tym czasie trzeba znaleźć sobie coś do roboty (i do fotografowania). Dziki tłum, kurz i upał. Stragany z chińskim chłamam, z dobrym żarciem, z francuskimi wyrobami rolniczymi (?). A na brzegu wesołe miasteczko oblężone przez dzieci. Ale jest w nim coś ciekawego - jest tam tzw. diabelski młyn - dwukrotnie wyższy od mostu zamkowego. Może zdjęcia z góry?! Coś tylko trzeba zrobić z moim lękiem wysokości, który mnie wkurza, ale jednocześnie potrafi sparaliżować. No ale trzeba spróbować. Wlazłam do okrągłej gondoli wraz z dziesięciolatkiem i jego mamusią. Ruszyliśmy. Pierwsze dwa okrążenia obydwoje z dzieciakiem siedzieliśmy z zaciśniętymi oczyma kurczowo trzymając się środkowego słupka. Jego mamusia chichotała... Wreszcie odważyłam się otworzyć jedno oko - widoki piękne. A że jedno oko wystarczy już do robienia zdjęć, nadal trzymając się kurczowo, zaczęłam trzaskać zdjęcia.  
     
     
     
     
     
     
  Potem jeszcze spacerek coś zjeść.   
     
     
     
     
  I wracam na Goetheborga. Już wpuszczają - kolejka jak cholera, czeka się długo, ale stoję. W końcu po to tam jestem aby zobaczyć żaglowce.   
     
     
     
 
     
     
     
     
     
     
     
  I oto nagroda za wytrwałość - polscy asystenci przypisani do tej jednostki zaczęli krzykiem przeganiać małe jednostki pętające się po wodzie, bo Goetheborg odda salwę z dział!!! 
     
     
     
     
  Ale był huk!   
     
  Pętałam się po Szczecinie prawie 12 godzin. Ledwo już powłóczyłam nogami. Na nocny koncert na pewno czekać nie zamierzałam - padłabym ze zmęczenia, poza tym Nelly Furtado jakąś  moją szczególną idolką nie jest (na Ramstein pewnie bym poczekała....). Ale podsłuchałam szalenie interesującą rozmowę - dwóch facetów dyskutowało co dalej - stwierdzili, że w niedzielę nie ma po co przyjeżdżać bo wszystkie żaglowce już są, tłum ludzi będzie jeszcze większy - nic nowego się nie pojawi. Ale we wtorek, 6-go żaglowce będą opuszczać port. Tu, w Szczecinie będzie zamieszanie, ale przecież w morze wychodzić muszą ze Świnoujścia - innej drogi nie ma - tam trzeba pojechać. Zabłysła mi żaróweczka: doskonały pomysł - trzeba to jakoś zorganizować!!