Gliwickie Metamorfozy"  Stowarzyszenie na Rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic

 

 

ULICZNICY 2015 - Fireshow

Gliwiczanie uczestniczyli

 

   opracowanie i zdjęcia: Ewa Hordyniak

 

   www.gliwiczanie.pl

 
Kolejna edycja ULICZNIKÓW - w tym roku w dniach 3-26 lipca. Na rozpoczęcie bogata oferta imprez, ale niestety czas (a dokładnie jego brak) nie pozwala na udział we wszystkich, więc tradycyjnie wybrałam wieczorny fireshow, tym razem w nieco innej formule - owszem drums były, pokaz żonglerki też (niewielki), a główną atrakcją był zespół ze Słowenii KDPM Street Theatre Company & Čupakabra.
Kolejne weekendy lipca, to kolejno widowiska słowackiego Teatro Tatro – „Zázračný divadelný automat” i polskich Muzikantów – „Kolędnicy” (11-12 lipca w Parku Chopina), hiszpańskiego Los Galindos – „Maiurta” i holenderskiego performera Brama Graaflanda – „The Yelling Kitchen Prince” (17-19 lipca, równolegle na Rynku i w Parku Chopina), wreszcie zamykające festiwal spektakle polskiego Walny Teatru – „Hamlet” i niemiecko-izraelskiego duetu Adam Read & Fyodor Makarov – „The Lost Wheels of Time” (25-26 lipca, Park Chopina). Gratką dla dzieci będzie specjalnie przedstawienie Teatru Animacji FALKOSHOW w niedzielę 26 lipca o godzinie 16:00 w Alejce FORUM w Parku Chopina. Więc kto w lipcowe weekendy siedzi w Gliwicach - jest co robić.
Najpierw bębniarze - głośno i żywiołowo, choć na mój gust trochę za długo, bo nie potrafiłam rozróżnić poszczególnych kawałków - dla mnie były identyczne, a jedyna różnica jaką zauważałam było to, że przy jednym numerze wykrok robili lewą nóżką a przy następnym prawą.....
Potem rozgrzewka żonglerów ognia - samo określenie "rozgrzewka" wywoływało śmiech - temperatura powietrza w sobotni wieczór przekraczała nadal 30 stopni, a oni chcą nas rozgrzewać.... Ale wyglądało ładnie:
 
   
   
   
   
   
     
A potem pojawił się główny artysta wieczoru - KDPM Street Theatre Company and Čupakabra. Po mojemu jest to urocza banda piromanów, którzy za pomocą dobrego teatru mimicznego ze swej fascynacji ogniem uczynili sztukę. Oglądało się z przyjemnością, przekaz był jasny, zabawny, ale jak dali czadu, to można było zdechnąć - oni nie bawili się w jakieś pochodnie - oni mieli kilkumetrowe ognicha w żelaznych wielkich beczkach, a płonący materiał rozrzucali łopatami. Temperatura otoczenia wzrosła do ok 50 stopni, dziwne że biegający w samym środku tego piekła artyści to wytrzymywali.
 
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
     
  Absolutne wariactwo. Przysmażyli cała widownię, ale widowiskowo. Dyżurujący jak zwykle przy takich okazjach strażacy na widok ich wyczynów, natychmiast odpalili silnik wozu strażackiego, aby uruchomiły się agregaty i były gotowe do natychmiastowej pracy....
Zabawa skończyła się po 23-ciej, temperatura powietrza w mieście niewiele spadła, i ledwo zipiąc można było wrócić do domu.
 
     
  Dała się przysmażyć: Ewa Hordyniak