"Gliwickie Metamorfozy" - Stowarzyszenie na Rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic

 

Finał WOŚP 2014

- Gliwiczanie uczestniczyli




 

   www.gliwiczanie.pl



Nie spędziłam tam całego dnia, ani nawet całego wieczoru, ale to co zobaczyłam w ciągu ponad 3 godzin dało mi podstawy do pewnych wniosków.

Na pewno fajnym pomysłem były koncerty panelowe odbywające się równolegle na kilku mniejszych scenach rozsianych po starówce. Pierwszą zobaczyłam blisko domu - pod katedrą, co wzbudziło mój szacun - proboszcz nie pogonił.....












Fajny duet akordeonistów zaiwaniał jak złoto - słuchało się z przyjemnością.











 

A to scena muzyki elektronicznej - kazałabym obowiązkowo całemu UM popatrzeć ilu jest słuchających w porównaniu z resztą scen - może wreszcie zrozumieją że na sylwestra ma być muzyka dla wszystkich a nie dla garsteczki....

 
 


 
 


 
 


 
 

Adaś słuchał reagge - trafiłam akurat na rewelacyjny zespół - tłum falował, gibał się i podskakiwał, wokalistka z doskonałym głosem o ciekawym brzmieniu.

 
 


 
 
 
     
 

Postałam niezły kawałek czasu, bo muzyka hipnotyczna, ale chciałam zobaczyć jeszcze inne sceny i zdążyć na Rynek na światełko.

Następny przystanek - skwer przy szkole muzycznej. Do występu przygotowywała się gliwicka grupa o wdzięcznej nazwie "Wiewiórka na drzewie". Kompletnie ich nie znam, więc postanowiłam poczekać i posłuchać.

 
 


 
 


 
 


 
 


 
    Podłączali, podłączali aż wreszcie zagrali - LUDZIE!! Dlaczego ja ich znałam?? REWELACJA!!! Muzyka z pogranicza reagge zaangażowanego - porywająca tak, że po chwili cały skwer skakał, a tłum zebrał się taki, że na skwerze zabrakło wolnego miejsca .... Tu macie próbkę ich twórczości: http://www.youtube.com/watch?v=NeDN96etW30
Stałam pod samą sceną i nagle okazało się że stoję w samym środku pogo - no szaleństwo. Baaardzo trudno robiło się zdjęia, bo nie dało sie nie skakać....

 












 
 




Nie mogłam się oderwać - zostałam do końca. A koniec też był fajny i pomysłowy - orkiestra dęta huty Łabędy ruszyła po wszystkich scenach zygzakiem, niejako wygasząc występy i zgarniając widzów w jeden wielki pochód, który trasę kończył na Rynku pod sceną główną.

















A na scenie głównej właśnie zaczynał się koncert zespołu EDI SANCHEZ BAND - założony przez kolumbijczyka z Żor. Kapitalne gorące rytmy - nogi same pląsały.




 
 
















Pod sceną plątał się ktoś znajomy.











A na scenie pojawił się główny organizator tej imprezy - a przynajmniej tak go przedstawiono.














Po krótkiej licytacji jakiejś wycieczki nadszedł czas na tradycyjne światelko do nieba - ale jeżeli ktoś oczekiwał  pokazów ogni sztucznych to się srodze zawiódł. Pomysł może nie był najgorszy - ale realizacja denna i bez pomyślunku. Główną atrakcją "światełka" był pokaz żonglerki ogniem (kto widział "Fire and Drums" wie o co chodzi). Ale pokaz odbywał się na skrawku wydzielonym na płycie rynku, ogrodzonym parkanami. Na finał przyszło kilka tysięcy ludzi - a pokaz odbywający się na poziomie gruntu widziało może 40 osób stłoczonych przy samym ogrodzeniu. Pozostałe parę tysięcy-40 g... widziało, czekało i wygłaszało lekko niepochlebne opinie o tak zorganizowanym pokazie.














Najlepij widział chyba ten srebry delikwent, bo sobie nawet na chwilę chmury odsunął.











Tłum nie rozchodził się a nawet jeszcze bardziej gęstnał, bo oczekiwano głównego koncertu finału - zespołu VAVAMUFFIN. Byłam już zmęczona i przemarznięta, więc się poddałam, zostawiłam jednak na rynku młodsze pokolenie - Jaśka z kolegami.











Potem okazało się, że stanowili wielką atrakcję koncertu, a najbardziej zdziwiłam się otwierając Nowiny Gliwickie.....











I to by było na tyle....