„GLIWICKIE METAMORFOZY” |
Literackie Gliwice
„Lato z Wędrowcem
Gliwickim 2022”
|
Małgorzata Malanowicz
Zdjęcia: Krystyna Koch, Krystian Tischbierek
VII.2022 |
|
www.gliwiczanie.pl |
|
gliwickie_metamorfozy@op.pl |
|
Trasa autorska: Małgorzata Makowska
|
|
|
|
|
|
1. Park Chopina
– palmiarnia miejska – ul. Fredry 6
2.Willa radcy
Lukoschka
– ul. Barlickiego 23
3.Restauracja
Kaiserkrone
– ul. Zwycięstwa 39
4. ul. Zwycięstwa 34
5. Most nad Kłodnicą
6. Haus Oberschlesien
– Urząd Miasta
– ul. Zwycięstwa 21
7. Kawiarnia Agawa – róg ul. Dolnych Wałów /
ul. Zwycięstwa
8. Poczta
– ul. Dolnych Wałów 8
9. Kino Bajka
– ul. Dolnych Wałów 3
10. Kino „Potęga”
– ul. Dworcowa
11. ul. Strzody
12. Plac Krakowski
13. Dom Wojciecha
Pszoniaka i Adama Zagajewskiego –
ul. Arkońska 7
14. Katedra
– ul. Jana Pawła II 5
15. Szkoła
– ul. Ziemowita 12
16.
Dom Tadeusza Różewicza – ul. Zygmunta Starego 28
17. plac Grunwaldzki
|
|
|
|
|
|
|
|
1.
Palmiarnia Miejska |
|
|
|
|
|
|
Adam Zagajewski „Palmiarnia” z tomu „Ziemia
ognista”
W tym
niewielkim, czarnym mieście, twoim mieście,
w którym nawet
pociągi zatrzymywały się niechętnie,
nie odwracając
głowy od swych finalnych przeznaczeń,
w parku, jakby
na przekór cieniom i sadzy,
stał szary
budynek o perłowym wnętrzu.
Zapomnij o
śniegu, o twardych uderzeniach mrozu,
tutaj powita
cię wilgotna analogia powietrze tropików
i zagadkowy
szelest ogromnych liści
splątanych jak
leniwe węże –
ich znaczenia
nie potrafi odczytać nawet egiptolog.
Zapomnij o
smutku niskich ulic i stadionów,
o ciężarze
nieudanych niedziel.
Przyjmij
ciepły oddech, wiejący z wnętrza roślin.
Łagodny zapach
spłowiałych błyskawic
otoczy cię i
zaprowadzi dalej, dalej.
(…)
Zapomnij o
sobie, oślepnij z zachwytu,
zapomnij o
wszystkim i może wtedy wróci
głębsza pamięć
i głębsze braterstwo,
i powiesz, nie
wiem, nie wiem, jak się to stało
– palmy
otworzyły moje chciwe serce.
Julian
Kornhauser „Dom, sen i gry dziecięce”
(wspomnienie)
|
|
|
2.
Willa radcy Lukoschka |
|
|
|
Szczepan Twardoch „Drach”
(…) ojciec Caroline zamknął za
sobą drzwi wejścia dla służby i dyskretnie
wymknął się z willi przy Kreidelstrasse numer 23
w Gleiwitz. Dom ma romantyczne wieżyczki i
ozdobne kominy i balkon, i fasadę z czerwonego
klinkieru, i białe boniowania, i piękny ogród.
|
|
|
3. Restauracja
Kaiserkrone
4. |
|
|
|
Szczepan Twardoch „Pokora”
Próbowałem sobie przypomnieć, ile razy
przechodziłem tędy, obok Café Kaiserkrone.
Kilkanaście lat temu stoliki tego ogródka stały
nad brzegiem rzeczki, potem rzeczkę zasypali,
ale alejka dalej nazywa się na jej pamiątkę
Wilde Klodnitz, Dzika Kłodnica. Chadzałem tędy,
gdy byłem jeszcze w gimnazjum, i potem, gdy
odwiedzałem Gleiwitz, zawsze z myślą o tobie,
Agnes.
(…) minęliśmy małą Dziką Kłodnicę, zwaną też
Wiedenką albo Wiener Bach, nad której brzegiem
stały stoliki kawiarni i restauracji
Kaiserkrone, po drugiej zaś stronie ulicy
wznosiła się kamienica, w której już wtedy
znajdowało się twoje mieszkanie, i cóż, zapewne
siedziałaś tam w swoim pokoju albo bawialni,
czternastoletnia, już nie bawiłaś się chyba
lalkami, może czytałaś...?
|
|
|
|
|
|
5.
Most nad Kłodnicą |
|
|
|
|
|
Horst Bienek „Podróż w krainę dzieciństwa”
Z mostu kłodnickiego na ulicy
Wilhelmstrasse wrzucam kamienie do rzeki.
Czasami w mroźne zimy – a na Śląsku były
zazwyczaj mroźne – rzeka zamarzała i jeździliśmy
pod mostem na łyżwach. Na wiosnę śnieg topniał,
po rzece tańczyła kra, aż do Odry. Nie wiem, czy
wtedy były jeszcze w Kłodnicy ryby, myślę, że
tak. W każdym razie przesiadywali tam jeszcze
wędkarze.
|
Julian Kornhauser „Dom, sen i gry dziecięce.
Opowieść sentymentalna”
Zima zawierała pakt z Gliwicami i przestrzenią
gór, i oddalała na pewien czas, na okres trzech,
czterech miesięcy myśl o przeraźliwej, nudnej
skromności ulicy Zwycięstwa i okolic Dworca
Głównego. Kłodnica skuta szarym lodem wzbudzała
we mnie nie mniejsze emocje niż widok pokrytych
srebrną szadzią górskich łąk i pastwisk. Tak,
zima, niekoniecznie zresztą z prawdziwego
zdarzenia, obfita i zdrowa, zamieniała Gliwice w
rezerwat błogiego spokoju. Miasto zapadało w sen
(…)
|
|
|
|
|
|
6. Haus
Oberschlesien / Urząd Miejski |
|
|
|
Horst Bienek „Pierwsza polka”
Hotel „Haus Obeschlesien” postawiono na samym
środku miasta jako symbol nowych czasów i nowej
architektury, tam gdzie brzydota miasta była
może trochę mniej brzydka, w postaci potężnej,
szaroczarnej, spłaszczonej bryły, z prawej
strony opływanej przez Kłodnicę, ujarzmioną
tutaj w betonie (…); od strony Wilhelmstrasse
gmach otaczało kilka mizernych rabatek,
pokrytych pyłem węgłowym, od frontu znajdowała
się studnia, na której cembrowinie tańczyło
trzech lubieżnych faunów naturalnej wielkości.
(…) Zewsząd przybywali ludzie, aby przyjrzeć się
temu kolosowi, najwyższemu w okolicy. (…)
- Otóż to, co widzisz, to hotel „Haus
Oberschlesien” (…) Obejrzyj sobie to – mówił
teraz, nadal dumny z kamiennego pudła – to jest
chyba największy i najwytworniejszy budynek,
jaki ty mamy w okolicy (…)
- Coś pięknego – rzekł Andreas, ale miał na
myśli trzech nagich zielonych mężczyzn na
fontannie. Sam gmach nie by dla niego niczym
więcej, niż szarym pudłem (…)
- Nie wiem, co ci jest, przecież powiedziałem,
że mi się tu podoba, na przykład ta fontanna z
tymi trzema nagusami…
|
|
|
Horst Bienek „Podróż w krainę dzieciństwa”
Zawracam do dawnego hotelu „Haus Oberschlesien”,
który kiedyś był najelegantszym hotelem w całej
prowincji. Spłonął zaraz po wkroczeniu Rosjan w
1945 roku (…) Widziałem wtedy jak płonął i palił
się trzy dni (…) Zewnętrzne mury pozostały, i
tak po wojnie odbudowano go, ale już bez
pięknego szczytu. Teraz już nie jest to hotel,
lecz ratusz, potężny biurowiec, złowrogi i
czarny. Piękna stara fontanna w stylu secesyjnym
przed budynkiem, sprawia wrażenie trochę
zagubionej (…) Wówczas w hotelu była kawiarnia z
tarasem, gdzie siedziałem czasem z mamą przy z
marmurowych stolików i zamawialiśmy razem jeden
puchar mieszanych lodów, żeby nie było za drogo.
|
Piotr Lachmann Wywołane z pamięci”
Gdy już mieliśmy zagwarantowane miejsce w jednym
z następnych transportów Czerwonego Krzyża,
uległem pokusie zabawienia się raz jeszcze a
dobrze w złodziei i policjantów albo Ritter und
Rauber. Bawiliśmy się w spalonym wielkim
gmaszysku Haus Oberschlesien, miejscu akcji nie
napisanej jeszcze wtedy, to jest w roku 1946,
„Pierwszej polki” Horsta Bienka. Schowałem się w
windzie, windzie, której nie było bynajmniej na
tym piętrze, bo zdążyła osiąść na samym dole
szybu. I rozbiłem się na jej dachu, zraniłem tak
dotkliwie, że nie mogło być mowy o
uczestniczeniu w ostatnim transporcie
„prawdziwych Niemców”.
|
|
|
|
|
|
7. Kawiarnia
"Agawa" |
|
|
|
Tadeusz Różewicz – korespondencja z Pawłem
Mayewskim (twórcą pierwszej polskiej antologii
poezji amerykańskiej)
Oprowadzałem go po Gliwicach. W
tym czasie rozbudowywała się Politechnika.
Pokazywałem mu to wszystko, wypiliśmy kawę na
rogu w „Agawie” i on potem z New Yorku do mnie
napisał: „Wie pan, panie Tadeuszu, widziałem, z
jaką dumą pan mi pokazywał te wszystkie
<wielkie> gmachy w Gliwicach. Wprawdzie w
porównaniu z New Yorkiem, no nie robiły
wrażenia, ale po panu widziałem, ze jest pan z
tego bardzo dumny”.
I byłem, wiecie, dumny, byłem z tego dumny.
|
|
|
8. Poczta / Kino
"Bajka"
9. |
|
|
|
Tadeusz Różewicz – „Acheron w samo południe”
Szedłem chyba pół
godziny
W kierunku dworca kolejowego
Minąłem piekarnię i urząd pocztowy
Obok budki z piwem stali mężczyźni
W przybrudzonych koszulach (…)
To był jakiś student
Lachmann Pszoniak może Raskolnikow
Dejka Władek Karbowicz
Zaraz będzie kino Bajka
I zakład pogrzebowy
Chodzę dwadzieścia lat
Tymi ulicami
Mleczne szyby proste litery (…)
Trumny, trumienki
Trumienki?
To chyba żart
Jakiegoś optymisty
Idąc wśród tych murów
kończyłem czterdziesty piąty rok życia
|
|
|
Horst Bienek „Podróż w krainę dzieciństwa”
Na
Niederwallstrasse moją uwagę zwraca przede
wszystkim budynek Poczty i Telekomunikacji,
który zawsze robił trochę teatralne wrażenie
swoim ostro zarysowanym neogotyckim stylem.
Kolorowy klinkier, liczne wieże i wieżyczki oraz
ostre szczyty przypominają raczej kościół.
Naprzeciwko znajduje się kino, które dawniej
nazywało się Capitol i było najpiękniejsze w
mieście. Kryształowe kinkiety, grube dywany i
miękkie fotele były tu w Gliwicach odblaskiem
wielkiej berlińskiej architektury kinowej. W
niedzielne przedpołudnia pokazywano tam filmy z
Shirley Temple po obniżonych cenach. Na normalny
seans chodziliśmy tylko w święta wielkanocne
albo w Boże Narodzenie razem z mamą, czasami
zabierał mnie też ze sobą wujek Gerhard (…)
|
Julian Kornhauser – „Dom, sen i gry dziecięce.
Opowieść sentymentalna”
Zimą
J. najchętniej zaglądał do typowej dla Gliwic
secesyjnej kamienicy, a właściwie wysokiego
budynku poczty miejskiej, mieszczącej się
naprzeciwko kina „Bajka”. To dziwne, ale
chłopiec czuł się tam jak gdzieś w innej
rzeczywistości. Pomieszczenie na
półpiętrze w niczym nie przypominało poczty czy
jakiegokolwiek urzędu państwowego (…) Czerwony
wystrój budynku dziwnie harmonizował z
zaśnieżonymi ulicami, nęcił każdego przechodnia,
zapraszał do środka.
|
|
|
|
|
|
10. Kino "Potęga"
(Mikrus) |
|
|
|
Julian Kornhauser – „Dom, sen i gry dziecięce.
Opowieść sentymentalna”
Nową atrakcją były niedzielne poranki filmowe w
kinie „Potęga”, na które J. wybierał się z
kolegami. Wbrew swojej nazwie sala kinowa była
ciasna i wąska jak kiszka, ale chłopcom wydawała
się przestrzenią utkaną ze snu i wyobraźni.
|
|
|
12. Plac Krakowski |
|
|
|
W roku
1960 istniał w Gliwicach tylko jeden, teatr
studencki odnoszący sukcesy. Był to Studencki
Teatr „Gliwice”. Wokół STG wytworzyła się jednak
zamknięta grupa nadająca ton linii artystycznej
i repertuarowej, co doprowadziło do powstania
teatru elitarnego odbiegającego w swej specyfice
od środowiska studenckiego. Odpowiedzią na to
grupy „młodych gniewnych” było założenie Estrady
Poetyckiej. Pierwsze wystawienia to składanki
poezji Majakowskiego i Broniewskiego. Zespół
skonsolidował się i wystawiono jednoaktówkę
Harolda
Pintera „Samoobsługa”, wtedy też zmieniono nazwę
Estrady na Studencki Teatr Poezji. Nazwę
Studencki Teatr STEP przyjęto po premierze
„Świadków” Tadeusza Różewicza. W roku (1965)
zespół otrzymał nagrodę Ministra Kultury i
Sztuki za „całokształt działalności
ideowo-artystycznej w sezonie 1963–1964”.
|
|
|
|
|
|
13.
dom Wojciecha Pszoniaka i Adama Zagajewskiego |
|
|
|
Wojciech Pszoniak – „Pszoniak & Co. czyli
Towarzystwo Dobrego Stołu”
Nad nami mieszkał prof. Zagajewski z rodziną.
Gdy mały Adaś Zagajewski tupał, kołysała się u
nas lampa. Moją matkę to denerwowało i uważała,
że Adaś jest niegrzecznym chłopcem.
Do naszego mieszkania należał duży, otoczony
murkiem ogród, do którego wchodziło się od
podwórza. Tuż przy wejściu, z lewej strony rósł
piękny, rozłożysty krzew czarnego bzu. Po prawej
mieścił się warzywnik. (…) Pośrodku ogrodu rosło
duże wiśniowe drzewo. (…) Po prawej stała
nieduża drewniana altanka, wokół której rosły
kępy różnokolorowych kwiatów, a za nią dwa
piękne brzoskwiniowe drzewa. (…)
W głębi ogrodu rosły krzewy agrestu, porzeczek i
malin. (…) Gdy byłem dzieckiem, ten ogród był
dla mnie prawdziwym rajem.
Adam Zagajewski – „W
cudzym pięknie”
(…) pod numerem siódmym moim sąsiadem był pewien
nieznośny chłopiec, którego rozsadzała energia.
Moja mama uwa-ała, że nic dobrego z niego nie
może wyrosnąć. Ten chłopiec
nazywał się
Wojtek Pszoniak. (…) nie wolno było mi się z nim
bawić.
Adam Zagajewski – „W
cudzym pięknie”
W Gliwicach mieszkaliśmy na ulicy Arkońskiej; to
jest krótka, niepozorna ulica, dwa szeregi
poniemieckich kamienic, wpatrzonych w siebie
uważnie. Przez długo czas ta uliczka była dla
mnie centrum świata. (…) Mieszkaliśmy kolejno
pod numerem piątym, siódmym i trzecim – wciąż
tej samej krótkiej ulicy, przenosząc się do
coraz większych mieszkań.
Adam Zagajewski –
„Pszoniak & Co. czyli Towarzystwo Dobrego Stołu”
Ulica Arkońska jest bardzo krótka, przypomina
znak równości =. Łączy ulicę Wrocławską z
Lutycką; dawniej ulica Lutycka była na wpół
dzika, zarośnięta – przynajmniej z jednej strony
– chwastami. Mówiło się: chodzić na Kamienie.
Kamienie to były wertepy, chaszcze, Dziki
Zachód.
|
|
|
14.
Katedra |
|
|
|
Szczepan Twardoch „Drach”
Adam Zagajewski – „Dzieciństwo” w: „Asymetria”
Horst Bienek „Czas bez dzwonów”
Już z
daleka zauważyły czerwono-białą girlandę,
zamykającą dojście do głównego portalu. Przed
nią stał samochód straży pożarnej, jednak bez
wysuniętych drabin. Panował zupełny spokój, nie
widać było ani jednego strażaka (…) Na
tekturowych tabliczkach namalowano zdanie:
PROSZĘ KORZYSTAĆ Z BOCZNYCH WEJŚĆ (…) Dopiero
teraz w jednym z okien wieży Valeska i Irma
dostrzegły duży otwór.
Obydwie kobiety weszły do kościoła przez boczny
portal (…) Przeszły nawą poprzeczną na środek
kościoła. Po jasnym świetle dziennym z trudem
przyzwyczajały się do panującego tu półmroku.
Większość okien zamurowano z zewnątrz i od
środka, zabezpieczając je w ten sposób przed
zniszczeniem podczas nalotów bombowych. W
środkowej nawie Valeska skłoniła się przed
głównym ołtarzem (…) Na stopniach ołtarza leżał
krzyż, górujący zwykle ponad ołtarzem.
Valeska spostrzegła w tym momencie, że wszyscy
ludzie, także
Irma wpatrują się w górę. I kiedy poszła śladem
ich wzroku,
ujrzała, że spuszczają na linie dzwon, bardzo
powoli, tak powoli, że z trudem można było
dostrzec jakikolwiek ruch.
– Co to wszystko ma znaczyć? – zapytała (…)
– Przecież pani widzi – odpowiedział jej jakiś
mężczyzna, nie odrywając wzroku od dzwonu –
zabierają nam dzwony. Na wojnę.
– I to w Wielki Piątek – westchnęła Valeska.
|
|
|
|
|
|
15.
Szkoła |
|
|
|
Julian Korhnauser –
„Dom, sen i gry dziecięce. Opowieść
sentymentalna”
Budynek szkolny, solidny, poniemiecki, przerażał
chłopca długimi, łączącymi dwa skrzydła
korytarzami, z których jedno mieściło gabinet
lekarski i stołówkę, a w drugim znajdowały się
klasy i gabinet nauczycielski. Ogrom tego
budynku przy ulicy księcia Ziemowita (…) był
przytłaczający. Wysokie schody, kręte, drewniane
poręcze, szerokie drzwi prowadzące zarówno do
klas, jak i nieznanych, tajemniczych
pomieszczeń, zwłaszcza w suterenie, także sama
elewacja, nie ukrywająca czerwonych, zupełnie
nie zniszczonych cegieł – wszystko to było
widomym znakiem przerażającej grozy.
|
|
|
|
|
|
16.
dom Tadeusza Różewicza |
|
|
|
W 1949 r. po rocznym
pobycie na Węgrzech Różewicz osiedlił się w
Gliwicach. Oddaliło go to od nacisku
politycznego wywieranego na pisarzy czasów
stalinowskich w tak dużych ośrodkach jak
Warszawa i Kraków, ale zapewniło tylko bardzo
skromne życie. Urodzony w 1921 r. w Radomsku,
Tadeusz Różewicz, wybitny poeta i dramaturg,
jeden z najczęściej tłumaczonych autorów
polskich na świecie, mieszkał w charakterystycznej
kamienicy przy ul. Zygmunta Starego 28 do 1968
r.
Tutaj też odwiedzali go
zarówno młodzi gliwiczanie, spragnieni kontaktu
ze słynnym poetą, jak Wojciech Pszoniak, ale i
koledzy po piórze: Kornel Filipowicz, Konrad
Świnarski czy Julian Przyboś. Na Zygmunta
Starego 28 nie odważył się wstąpić młody Julian
Kornhauser, mimo, że zachęcał go do tego jego
nauczyciel.
„Próbował wiele razy
przełamać się, pokonać niewyjaśniony
strach i ruszał w stronę domu, gdzie mieszkał
autor „Niepokoju”, widział go nawet z bliska ale
zawsze pokonywany przez tremę, zawracał, biegł w
przeciwna stronę przeklinając siebie w duchu.”
O domu tym, jako miejscu magicznym młodych
poetów, jako miejscu zamieszkiwania słynnego
dramaturga wspominał także Adam Zagajewski w
swoje debiutanckiej powieści „Ciepło, zimno” z
1975 r.
Okres gliwicki to aż dwadzieścia lat
wypełnionych twór-czością.
To w Gliwicach Różewicz napisał swój
najważniejszy dramat – „Kartotekę” (1960), oraz
inne, już klasyczne: „Grupa Laokoona" (1962),
„Świadkowie albo nasza mała stabilizacja"
(1964), „Śmieszny staruszek" (1965), „Wyszedł z
domu" (1965), „Spaghetti i miecz" (1967).
Powstały tu liczne wiersze, scenariusze i teksty
prozą.
W wielu utworach Różewicza znajdziemy elementy
gliwickiej rzeczywistości, np. w poemacie
„Acheron w samo południe”, „Dzienniku gliwickim”
czy chociażby w dramacie „Grupa Laokoona”, w
którym przewija się wątek pomników, z których
odlewania Gliwice były i są słynne.
W 1991 r.
Różewiczowi
nadano tytuł
Honorowego Obywatela
Miasta Gliwice. W 2015 r. w narożniku kamienicy
wmurowano płaskorzeźbę w brązie dłuta prof.
Kazimierza Nitscha.
|
|
|
Tadeusz Różewicz – do
Juliana Przybosia:
Wszyscy ciągną obecnie do Warszawy, ja zaś myślę
siedzieć na prowincji.
Tadeusz Różewicz –
„Margines, ale…”
Widok
z moich okien otwierał się na jakieś składy
wojskowe. Za murem widziałem komin, bodaj
piekarni. Po drugiej stronie rosły jakieś
brzózki, trochę dalej był szpital wojskowy. Za
szpitalem dziedziniec, sierociniec, a potem
zaczynało się już „wielkie miasto”.
Tadeusz Różewicz – „Niedzielny spacer za miasto”
Zbliżamy się do domu z wieżyczką i zielonymi
szybkami w oknach. Tutaj urodzili się moi
chłopcy. Na ławkach, między budką z piwem i
kioskiem z gazetami, siedziały i zwisały całe
grona dzieci (…).
Wchodziliśmy po schodach. Stanęliśmy
przed drzwiami. Zadzwoniłem. Otwarła nam babcia.
W przedpokoju pachniało rosołem i gotowaną
włoszczyzną. Podobnie jak u mnie w domu przed
wojną.
|
Adam Zagajewski –
„Ciepło, zimno”
Od strony kulturalnej patronował temu teatr
studencki, wystawiający sztuki pewnego poety,
Tadeusza Różewicza, który tu nawet mieszkał i
spacerował z synami tą samą trasą, doliną
potoku, gdzie Krzysztof odbywał pierwsze spacery
z dziewczynami. Młodzi inżynierowie,
wychowankowie miejscowej politechniki (…) uczyli
się na pamięć tekstów tego poety, który podobno
mieszkał przy ulicy Zygmunta Starego, tak
mówiono, lecz wiadomość ta nie jest potwierdzona.
Julian Kornhauser – „Dom, sen i gry dziecięce.
Opowieść sentymentalna”
J. wielokrotnie zachęcany przez profesora M. do
odwiedzenia Tadeusza Różewicza, mieszkającego
już od wielu lat w Gliwicach i to nie opodal
ulicy Lelka, nigdy nie zdobył się na odwagę i
nie zdecydował się na spotkanie z nim. To
przecież przekraczało jego możliwości. Próbował
wiele razy przełamać się, pokonać niewyjaśniony
strach i ruszał w stronę domu, gdzie mieszkał
autor Niepokoju, widział go nawet z bliska, ale
zawsze, pokonywany przez tremę, zawracał, biegł
w przeciwną stronę, przeklinając siebie w duchu.
|
|
|
|
|
|
17.
Plac Grunwaldzki |
|
|
Wojciech Chmielarz „Zombie” (tło akcji)
Górnika
fascynował ten podziemny gliwicki świat.
Kolekcjonował w pamięci każdą plotkę i
historyjkę na jego temat. Mówiło się na
przykład, że cały plac Grunwaldzki jest
przecięty podziemnymi korytarzami, które ciągną
się od Wojskowej Komendy Uzupełnień aż do
pobliskiego szpitala. Jeden z tuneli miał nawet
prowadzić do wyjścia na skrzyżowaniu
Styczyńskiego i Daszyńskiego.
|
|
|
|
|
|
|