Gliwickie Metamorfozy

Ozimek i okolice

Ewa Hordyniak

X.2022
www.gliwiczanie.pl gliwickie_metamorfozy@op.pl  

 

 

   Na zimną, październikową niedzielę nieoceniona Iwonka zaplanowała nam wycieczkę w okolice jeziora Turawskiego.  W planach był Szczedrzyk, Zakrzów, Bierdzany, Kadłub Wolny i oczywiście Ozimek. No i co nam po drodze w oko wpadnie.
Zbiórka w Ozimku bo najłatwiej trafić, ale zwiedzanie tegoż akurat zaplanowane na koniec – mamy zrobić pętlę wokół jeziora i wrócić do Ozimka.  Wzięłam dwie koleżanki z pracy i pojechałyśmy. Jako, że mam zwyczaj być wszędzie za wcześnie, tylko po to, żeby się nie spóźnić przyjechałyśmy na tyle wcześnie, że poleciałyśmy na sławetny zabytkowy most, bo koleżanki były go bardzo ciekawe.
 
 
    Pięknie wyglądał w porannym słońcu pokryty szronem...
   Ale już zjechała reszta wycieczki i wyruszamy. Pierwsze miejsce do obejrzenia, to prywatna izba regionalna, albo mini-muzeum, bo nawet nie wiem jak to nazwać... W miejscowości Szczedrzyk mieszka pan Halupczok (tak, to rodzina tego kolarza), który jest pasjonatem historii i gromadzi wszelkie rzeczy będące zabytkami codziennego życia ludzi na tych ziemiach.
   Pojechaliśmy, weszliśmy i szczęki nam opadły... Nawet nie wiem jak to nazwać... Mini muzeum nie bardzo, bo ilość eksponatów upchanych w małym domku zapełniłaby sale wielkiego muzeum...
 
   
   
   
   
   
   
   
   
     
     Wszystkie te przedmioty są własnoręcznie przez Gospodarza odrestaurowane.  Niesamowite... Nie wiem, czy cokolwiek może przebić to miejsce... Ale wierzę w Iwonkę, więc wiem, że zobaczymy jeszcze inne cuda...
   No to wypchani wrażeniami po kokardę jedziemy dalej. Teraz naszym celem są Bierdzany i mały drewniany kościółek, znany ze swych polichromii – można tam zobaczyć sławetną „Bierdzańską śmierć”. Ale po drodze nie wytrzymujemy i zatrzymujemy się pod pałacem w Turawie. Oblatujemy go dookoła rozpaczając nad jego stanem...
 
     
   
   
   
   
   
     
      Pałac pochodzi z XVIII wieku, pierwszą budowlą tego typu w Turawie był zameczek myśliwski, który zbudowali książęta opolscy. Później właścicielką zamku była Katarzyna Kokorz von Kamenz, która sprzedała go rodowi Kochtitzki von Kochtitz w 1596 roku. Turawę od Kochtitzkich w 1629 roku nabył Jan Dombrowka z Jasieni. Kolejnym właścicielem był Jan von Blankovsky. W 1712 roku od Franciszka Blankovsky, dobra turawskie nabywa Martin Scholz von Loewenckron, który w 1730 roku rozpoczął budowę obecnego pałacu w Turawie według planów opolskiego architekta Adama Tentscherta. Budowa kolejnych skrzydeł pałacu była kontynuowana przez syna pierwszego właściciela, Józefa von Loewenkrona, który w 1751 roku zbudował kaplicę z wieżą zakończoną hełmem gontowym i z dzwonem. Kolejna rozbudowa miała miejsce w 1761 roku – zbudowano skrzydło od północy, oraz bramę wjazdową. W 1847 roku Karl hrabia von Garnier przeprowadza kolejną rozbudowę i remont nieco zaniedbanego już pałacu. W 1937 roku rodzina von Garnier przekazała pałac na sierociniec. Po II wojnie światowej, w 1949 roku, pałac oddano na siedzibę Domowi Dziecka w Turawie. Po pożarze budynku Urzędu Gminy do czasu budowy nowego budynku, w pałacu mieścił się Urząd Gminy Turawa. W latach 1964–1965 barokowy pałac z neorokokową dekoracją został przebudowany na potrzeby wychowanków Domu Dziecka.
Dziś, piękny pałac stoi opuszczony, choć dotarłam do informacji, że w 2012r kupiła go warszawska spółka. Widać, że dach jest stosunkowo niedawno położony, ale poza tym sam pałac sprawia wrażenie jakby nikt przy nim nic nie robił mimo, że dawne zabudowania przypałacowe zostały odnowione. Do wnętrz nie mogłam zajrzeć, bo pałac jest niedostępny dla zwiedzających, ale można go obejść. Sama budowla, mimo, że zaniedbana, jest niebywale piękna z przykuwającymi uwagę zdobieniami.

   Ale czas nas goni, bo jesteśmy umówieni z księdzem, który nas do kościółka w Bierdzanach ma wpuścić, więc gnamy dalej.
   Kościół powstał w 1711 roku (datę wyryto na jednym z kamieni podmurówki) na miejscu starszego pod wezwaniem św. Walentego, wzmiankowanego już w 1410 roku. Znajduje się w centrum Bierdzan, otoczony dębami. Świątynia do 1841 roku stanowiła filię parafii w Bogacicy, obecnie jest kościołem parafialnym.
 
     
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
     
     Kościół jest drewniany o konstrukcji zrębowej z wieżą o konstrukcji słupowej. Jest to świątynia orientowana, zbudowana na rzucie krzyża z krótkim, trójbocznie zakończonym prezbiterium i czworoboczną wieżą od zachodu. Po obu stronach pn. ramienia transeptu znajduje się zakrystia z lożą na piętrze i przybudówka. Korpus kościoła nakryty jest dachem siodłowym z wieloboczną połacią nad prezbiterium i dachami o nieco niższej kalenicy nad ramionami transeptu. Na skrzyżowaniu znajduje się sześcioboczna wieżyczka na sygnaturkę.
   Wieża kościoła, o ścianach zwężających się ku górze, rozdzielona jest na trzy kondygnacje, z których górną stanowi kwadratowa izbica. Pierwotne zwieńczenie wieży stanowił dach namiotowy, który podczas prac w 1930 r. został rozebrany. Obecnie nakryta jest ona hełmem baniastym z latarnią.
   Otwory okienne mają różny kształt; od zamkniętych łukiem odcinkowym, poprzez okrągłe, prostokątne i szczelinowe w wieży. Wokół, na poziomie I kondygnacji, kościół otoczony jest wysuniętym przed lico okapem, nawiązującym swą formą do mocno zredukowanych sobót.
   Wnętrze kościoła nakryte jest płaskim stropem. Na ścianach znajdują się barokowe polichromie ze scenami ze Starego i Nowego Testamentu, które jeszcze w roku 1970 pokryte były farbą olejną. Najbardziej znany jest fragment z przedstawieniem „Bierdzańskiej Śmierci” ukazujący Śmierć z klepsydrą stojącą przed kupcem. W kościele zachowało się wyposażenie pochodzące z XVIII w.: ołtarz główny z rzeźbami św. Mikołaja i Marcina oraz ołtarze boczne: pn., wykonany przez Kaspra Żołądka z Opola wg projektu dostarczonego przez fundatorkę Annę Justynę v. Löwencron z Turawy z rzeźbami św. Antoniego, Sebastiana, Jana Nepomucena i Rocha oraz pd. z rzeźbami św. Michała Archanioła, Franciszka Ksawerego i św. Jerzego. Ponadto w kościele znajdują się barokowa ambona, chrzcielnica, konfesjonały i zespół obrazów.  
  
Cudne miejsce, a wisienką na torcie było słońce wpadające do wnętrza przez kolorowe szybki okien...
 
  Ksiądz początkowo nieuprzejmy i zniecierpliwiony naszą obecnością, gdy zorientował się, że my to nie byle turyści, tylko pasjonaci historii zainteresowani przeszłością tych ziem trochę odtajał i opowiadał historię kościółka, a zostawione na kościół datki zupełnie go rozbroiły.....
 
     A my jedziemy dalej...
Kierujemy się do Wolnego Kadłuba, ale po drodze zatrzymujemy się pod kościółkiem śś Piotra i Pawła w Zakrzowie Turawskim. Tu niestety nie dostaniemy się do środka, ale z przyjemnością oblatujemy go dookoła.
 
     
   
   
   
   
     
      Fundatorką kościoła była właścicielka ziem turawskich i Zakrzowa Anna Barbara von Löwencron. Wszystkie jej dzieci, a było ich aż 13, zmarły bardzo wcześnie, jeszcze przed śmiercią matki. Przypuszcza się, że zbudowała kościół, aby Bóg obdarował ją łaską. Konstrukcję wykonano z drewnianych bali, posiada ona dwie różniące się wielkością wieże. Obie zwieńczone są baniastymi hełmami krytymi gontem. Wewnątrz zwiedzających zachwycają barokowo-klasycystyczny ołtarz, gotycka figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem z XIV wieku, XIX wieczne obrazy i ciekawe polichromie na suficie wykonane na skórze.
 
 
   Polataliśmy w kółko i jedziemy dalej, bo czeka na nas Izba Regionalna w Kadłubie Wolnym. Trochę pobłądziliśmy, ale w końcu trafiamy i zostajemy ugoszczeni po królewsku w zabytkowym budynku dawnego szynku, gdzie nad kawą i ciastkami poznajemy niesamowitą historię tego miejsca.
 
     
   
     
     Z historią tej ponad 700-letniej miejscowości wiąże się przede wszystkim wspólnota chłopów, którzy już w roku 1605 sami wykupili się z pańszczyzny i poddaństwa, co na ówczesne czasy feudalizmu i poddaństwa było zjawiskiem bez precedensu.
   A było to tak. Cesarzem rzymskim, królem Niemiec, Czech, księciem Opola i Raciborza był wtedy Rudolf II z rodu Habsburgów. Jednym z jego zaufanych dworzan był rycerz Jan von Bess – podstoli cesarski. Cesarz podarował mu w 1581 roku dobra w Oleśnie. Sam Jan von Bess, już za własne fundusze, dokupił w 1593 roku majątek Wojciechów i Wysoki Las w Szumiradzie i Wielkim Kadłubie. Jan von Bess ożenił się w 1583 roku z Małgorzatą Żyrowską z Żyrowa. Ślub odbył się w Oleśnie, a na weselu honorowym gościem był sam cesarz Rudolf II z orszakiem dworskim. W 1609 roku Jan von Bess za zasługi dla cesarza został baronem.
   To właśnie rycerz von Bess sprzedał w 1605 roku swój majątek w Wielkim Kadłubie chłopom tej wsi. To, że majątek został sprzedany nie powinno dziwić, natomiast sprzedanie wsi chłopom, co wiązało się z ich uwolnieniem od poddaństwa jest wielce zastanawiające. Na pytanie dlaczego? z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że Janowi von Bess potrzebna była duża suma pieniędzy. Gdyby sprzedał majątek cesarzowi otrzymałby jedynie pieniądze za sprzedaż ziemi. Chłopi natomiast mogli zapłacić dodatkowo dużą kwotę za wyzwolenie z poddaństwa. Wybór wydaje się więc prosty.
   Do transakcji doszło dokładnie 5 kwietnia 1605 roku, jak w dokumencie zapisano „we wtorek po niedzieli palmowej”. Odbyło się to w uroczyście przybranej sali wiejskiej karczmy, na twardym dębowym stole nakrytym obrusem. Poza rycerzem Janem von Bess i zainteresowanymi chłopami, jako świadkowie byli obecni: proboszcz Zębowic oraz Krzysztof Hoff od Kantorów na Osiecku. W dokumencie kupna pan von Bess stwierdził, że: „jego (...) kadłubskim poddanym, z których przez tę sprzedaż wymieniony z wszystkimi tymi prawami, które nad niemi miał z poddaństwa wypuszcza cały ten majątek kadłubski sprzedawa (...) z folwarkami, łąkami, stawami, miejscami stawnymi, młynami, miejscami młyńskimi, jeden tartak, las z gąszczami odrośniętymi i nieodrośniętymi, wszelkie polowania, wielkie i małe użytki”. Sprzedażą objęta została także karczma. Kwota, za którą sprzedano majątek wyniosła 2500 talarów. Pod dokumentem Jan von Bess wytoczył swoją pieczęć. Chłopi kadłubscy poprosili aby dla podkreślenia ważności transakcji swoje pieczęcie dołożyli zacni panowie: rodzeni bracia Zygmunt, Jan Wichowski von Wachow na Leśnej, pan Hildebrand Hoff v. Kaspar, Kantorow w Osiecku.
   Po podpisaniu dokumentu obchodzono ten dzień bardzo odświętnie. W kościele w Zębowicach odprawiono specjalną mszę. Dokument ten mimo, że podpisany nie miał żadnej mocy prawnej, ponieważ uwolnienie od poddaństwa musiało być poświadczone przez panującego. Strony zwróciły się więc do cesarza Rudolfa II, który 13 grudnia 1605 roku udzielił zezwolenia na zawarcie kontraktu. Wydano je w kancelarii księstwa opolsko-raciborskiego w Opolu. List został przywieziony do Kadłuba Wielkiego. Umieszczono go skrzętnie w dębowej szkatule. Pisany na pergaminie, starorzeckim językiem informuje, że przed cesarzem, który pisze o sobie „My Rudolf z bożej laski wybrany rzymski cesarz, po wsze czasy rozmnożyciel rzeszy w Niemczech, Węgrzech, Czechach, Dalmacji, Kroacji, król i arcyksiążę Austrii, margrabia od Moraw, Luksemburga i Śląska, książę margrabia łużycki i książę na Śląsku, w Opolu i Raciborzu stanął pochwały godny, wierny, miły Jan von Bess na Szumiradzie, zdrowy na ciele i rozumie” potwierdzona została sprzedaż majątku i wyzwolenie poddanych oraz ich spadkobierców – „... przez tę sprzedaż ze wszystkimi prawami, które on nad niemi miał z poddaństwa wypuszcza tak, że (...) będą mogli kupiony majątek odziedziczyć porządkowo i prawnie mieć, posiadać, użytkować, rozdawać, sprzedać, zostawić, zamieniać...”.
   Cesarz nie tylko potwierdził uwolnienie kadłubskich chłopów ale zobowiązał w dokumencie swoich spadkobierców, przyszłych czeskich królów, najwyższe książęta Śląska w Opolu i Raciborzu oraz wszystkich innych ludzi do przestrzegania cesarskiej woli w tej sprawie. Dokument potwierdza królewska pieczęć. Kadłubscy chłopi znali wartość tego dokumentu. To była ich wolność i własność. Strzegli go jak prawdziwego skarbu. Dębowa skrzynia przechowywana była w tajnym miejscu znanym tylko kilku zaufanym. Nigdy nie spuścili z oczu dokumentu Rudolfa II. Bardzo rzadko pokazywali go publicznie. Chłopi zmienili nazwę wsi na Kadłub Wolny chcąc w ten sposób podkreślić uzyskanie wolności. Postanowili podzielić kupioną ziemię na 25 części wg włożonego wkładu pieniężnego (podział taki przetrwał całe wieki). Postanowili także nie dzielić lasów, a także stawów i karczmy. Utworzyli wspólnotę chłopską i razem zarządzali nie podzieloną częścią majątku. Działki leśne, działy w karczmie i w stawach połączyli i gospodarzyli na nich wspólnie. Wspólnie rąbali las, wspólnie go zalesiali i wspólnie czerpali z tego korzyści. Nikt nie miał prawa sprzedawać swojej części lasu i tak zostało do dzisiaj. Nadal jest to wspólna własność kadłubskich gospodarzy.
   Historia niesamowita, niezwykła, a wszystko co powiedziano można udowodnić istniejącymi artefaktami. Nawet mogliśmy pomacać oryginalną dębową skrzynię, w której dokument przechowywano...
 
     
   
   
     
      Bardzo nam tam dobrze było, ale czas jechać dalej, czeka Ozimek...  
     
   
   
   
     
      Muzeum Hutnictwa Doliny Małej Panwi Muzeum mieści się w bezpośrednim sąsiedztwie zabytkowego żelaznego mostu wiszącego, na rzece Małej Panwi, najważniejszego zabytku Ozimka z roku 1827. Ekspozycja stała prezentuje dzieje hutnictwa w dolinie Małej Panwi od średniowiecza do czasów nowożytnych. Zgromadzono na niej zachowane eksponaty obrazujące dorobek licznych na tym terenie w XVIII i XIX wieku zakładów hutniczych, przede wszystkim tradycje Pruskiej Królewskiej Huty Malapane, których kontynuatorem jest działająca do dziś Huta Małapanew w Ozimku. Obok licznych zabytków prezentuje doświadczenia w zakresie produkcji żelaznych mostów z końca XVIII i początku XIX wieku oraz pozwala poznać ogólny obraz hutnictwa doliny Małej Panwi w tym okresie. W muzeum zgromadzono zabytkowe wyroby, ryciny przedstawiające dokumentację historyczną, ikonografię i zachowane dokumenty kartograficzne, dotyczące historii hut, a zachowane w zbiorach prywatnych lub będące w posiadaniu Stowarzyszenia. Pozwala przybliżyć turystom i lokalnej społeczności ten ważny, nie tylko dla Śląska fragment historii.
   Stowarzyszenie Dolina Małej Panwi jest od lat naszym zaprzyjaźnionym stowarzyszeniem, więc wita nas osobiście Pan Prezes, a następnie przekazuje w ręce kolejnego pasjonata, który oprowadza nas po ekspozycjach.
 
     
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
     
     Oblecieliśmy jeszcze wystawę fotografii ilustrujących historię działalności Stowarzyszenia i pognaliśmy do kolejnego muzeum – Muzeum Smaku... Jest to knajpka mieszcząca się w tym samym budynku, w klimatycznych piwnicach. Tam podsumowaliśmy wycieczkę, choć tak na świeżo to mogliśmy tylko wyrazy zachwytu kierować do Iwonki, pożarliśmy obiadek i udaliśmy się do domów, przetrawiać tę niesłychaną ilość wiadomości pozyskaną w jeden dzień.
 
  DZIĘKI CI IWONKO!!!!!!  
     

 


Materiały źródłowe:
wikipedia
Oficjalna strona internetowa Stowarzyszenia Doliny Małej Panwi
strona Gminy Zębowice
poznajhistorie.pl