„Gliwickie Metamorfozy” |
Podróż
zarzeckiego Nepomuka
|
Marek Klimurczyk
oprac.: E. Hordyniak
Zdjęcia: Marek Klimurczyk, Małgorzata Malanowicz
Gliwice 2011 |
|
www.gliwiczanie.pl |
|
gliwickie_metamorfozy@op.pl |
|
|
- No to ja jestem gotów. Zjadłeś śniadanie? To możemy
jechać. Ojciec wyłącza komputer, przy którym siedział od
dłuższej chwili. Znajdujemy się w jego domu w
Mazańcowicach, miejscowości na Śląsku Cieszyńskim
leżącej nieopodal Bielska-Białej. Przed około godziną
przyjechałem do niego i nabywszy w piekarni nieopodal
świeże drożdżówki pochłaniałem je niespiesznie posilając
się przed dalszą drogą. Idąc w stronę garażu ustalamy
ostanie szczegóły wyjazdu. Po chwili wyjeżdżamy na szosę
i wolno jedziemy w stronę kościoła. Jest piękne,
wiosenne, słoneczne przedpołudnie. Czwartek, 12. maja 2011
roku.
|
|
|
Mijamy po lewej stronie kościół parafialny pw. św.
Marii Magdaleny. Obok na placu kościelnym znajduje
się najstarszy zabytek miejscowości: kamienna figura
Chrystusa upadającego pod krzyżem pochodząca z 1780
roku. Po prawej stronie drogi pojawia się położony
na stoku za rzeką Wapieniczanką cmentarz. Zbliżamy
się po chwili do skrzyżowania. Stąd można jadąc w
lewo dostać się do Starego Bielska, a w prawo do
Ligoty i Bronowa. My jedziemy prosto drogą na
Międzyrzecze Dolne. Jedziemy tylko kawałek i prawie
na granicy obu miejscowości skręcamy w prawo w ślepą
drogę. Droga figuruje jako graniczna. Na mapach
można odczytać, że nosi nazwę: ulica Brzozowa, lecz
dotyczy to tylko lewej strony - tej należącej do
Międzyrzecza Dolnego. Nas interesuje jednak strona
prawa, mazańcowicka. Tu w kilku domach rozłożonych
wzdłuż drogi mieszkają członkowie rodziny Kupków.
Senior rodu, pan Erwin Kupka czeka już na nas na
ławce przed jednym z budynków. Zatrzymujemy się i
udajemy na pierwsze dziś spotkanie. Wysłuchujemy w
milczeniu pierwszej opowieści. Opowieści rodowitego
zarzeczanina. Opowieści wyjątkowej: o tęsknocie i
żalu za przeszłością, ale też o nadziei i niezwykłej
sile przywiązania do ziemi. Do ziemi, której nie ma. |
|
|
Większość terenu wsi Zarzecze, wsi leżącej nieopodal
Chybia spoczywa od 1954 roku pod powierzchnią
jeziora Goczałkowickiego: zbiornika wodnego
utworzonego sztucznie za pomocą wybudowanej w tym
celu zapory. Różne źródła podają różne dane
oscylujące w okolicach 80%. Tyle procent terenu wsi
tworzy dno zbiornika. Mieszkający w tej miejscowości
ludzie zostali wysiedleni z domów i rozrzuceni po
bliższej lub dalszej okolicy. |
|
|
|
|
|
Za fenomen uznać można to, że Zarzeczanie po przymusowym
rozdzieleniu do dnia dzisiejszego utrzymują ze sobą
kontakt. Zjawisko to jest tak niezwykłe, że już
kilkakrotnie posłużyło jako temat poważnych prac
naukowych z zakresu socjologii. Prężnie działa od lat
Towarzystwo Miłośników Zarzecza. Urządza wspólne
wycieczki, spotkania w większym i mniejszym gronie oraz
prowadzi szeroką działalność wydawniczą. To właśnie w
jednym z Roczników Zarzeckich wydawanych przez to
Towarzystwo znalazłem zdjęcie kapliczki nepomuckiej.
Zdjęcie okazało się być zresztą błędnie podpisane, ale
wyraźnie sugerowało, że kapliczkę przeniesiono do
Mazańcowic.
|
|
|
|
|
|
Zacząłem jej bezskutecznie szukać i dałem sobie po
jakimś czasie spokój, gdy jednak dość wyraźny ślad
znalazłem nagle w Kalendarzu Cieszyńskim na rok 2009. Tu
w artykule Heleny i Ludwika Bartoszków pt. "Kult św.
Jana Nepomucena na Śląsku Cieszyńskim" natrafiłem na
nowe informacje o tej kapliczce i tak 30. października
2010 roku udałem się na podwórze przy jednym z domów na
tej bocznej drodze. Domu zamieszkałego dziś przez syna i
synową pana Erwina: państwa Grażynę i Krzysztofa Kupków.
To właśnie oni, po licznych, szczęśliwych zbiegach
okoliczności i perypetiach związanych z formalnościami,
zdecydowali się przekazać 21. kwietnia 2011 roku figurę
pochodzącą z zarzeckiej kapliczki, a znajdującą się w
wybudowanej przez pana Erwina około 1956 roku zastępczej
kapliczce, Stowarzyszeniu Na Rzecz Dziedzictwa
Kulturowego Gliwic "Gliwickie Metamorfozy".
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Stowarzyszenie to, którego jestem zresztą aktywnym
członkiem, przedstawiło właścicielom najlepsze warunki
dalszej renowacji i ekspozycji rzeźby. Wraz z
zaprzyjaźnionym Stowarzyszeniem Rozwoju Czechowic
(dzielnicy Gliwic), które wspólnie z Radą Osiedlową
dzielnicy Czechowice wyraziły duże zainteresowanie jej
losem i chęć opieki nad tą figurą o niebanalnej
historii, postanowiliśmy umieścić ją w miejscowej
kapliczce u zbiegu ulic Toszeckiej i Nad Łąkami
wzbogacając jej wnętrze o jedyną figurę jej patrona –
ostatnia została skradziona wiele lat temu.
|
|
|
|
|
|
Fragment z podpisanego przez mego ojca protokołu
przekazania figury: "... Figura św. Jana Nepomucena
stanowi własność rodziny jeszcze z czasów zamieszkiwania
przez Państwa Kupków we wsi Zarzecze, na terenie
obecnego Jeziora Goczałkowickiego. Jest to rzeźba
drewniana, polichromowana o wysokości 115,5 cm. Święty
przedstawiony jest z palcem przyłożonym do ust. Z
atrybutów zachowały się jedynie elementy ubioru: biret,
rokieta, komża i stuła. Stan obiektu – zły. Lewa ręka
uszkodzona, zachowała się osobno. Prawego buta brak,
lewy uszkodzony. Polichromia wyblakła, liczne amatorskie
przemalowania nieodpowiednią farbą, która złuszcza się
płatami. Widoczne ślady korozji biologicznej i
uszkodzenia spowodowane przez korniki. Figura zostaje
przekazana Stowarzyszeniu nieodpłatnie, a Stowarzyszenie
zobowiązuje się doprowadzić do jej renowacji i
umieszczenia w jak najwłaściwszym miejscu do publicznego
użytku. ..."
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wróćmy do rozmowy z panem Erwinem. Słuchajmy: -
Kapliczka stała od niepamiętnych czasów. Mówiło się o
końcu XIX wieku. Padała jakaś data około 1870 roku, ale
czego dotyczyła? Renowacji chyba... Nie pamięta tego
nikt. Figura Nepomucena była w środku "od zawsze".
Pamiętam, że mówiono w rodzinie, że ją "skądsi
przywieziono", że nie była robiona na miejscu. Nie było
to dzieło Zarzeczanina. Była chyba starsza nawet od
kapliczki. Przywieziono ją gotową. Ta kapliczka była na
polu należącym od dawien dawna do naszej rodziny.
Nazywana była "Michałkową" lub "Godźkową". To od
nazwiska mojej prababci. Ona dwukrotnie wychodziła za
mąż. Właśnie raz za Godźka, drugi raz za Michałka. Ta
część pola z kapliczką dostała się w spadku mojemu ojcu.
To razem z nim wygonieni zostaliśmy ze wsi w 1954 roku.
Doskonale wszystko pamiętam: jestem rocznik 1933...
Oficjalnie uruchomiono zbiornik w 1956 roku, ale
wcześniej robiono próbne zalania. Wtedy była głęboka
komuna. Myślałem o przeniesieniu kapliczki, ale to było
niewykonalne. Słyszeć nikt o tym nie chciał. O
religijnych sprawach lepiej było w tych czasach nie
mówić. Pilnowali tam, żeby czasem nikt choć cegły nie
wziął ze sobą. Państwo niby wszystko nam dawało nowe...
To, że figurę zabrałem ze sobą to i tak ryzyko było. Ale
udało się. Przewiozłem do Mazańcowic i ukryłem na
budowie domu. Gdzieś około 1956 roku postawiłem taką
kapliczkę jaką umiałem, nie byłem zadowolony. Ale to
ciężkie czasy były. Byle figura nie stała pod gołym
niebem. Był w Mazańcowicach ksiądz proboszcz Władysław
Pruski i to on około 1960 roku poświęcił figurę.
Kapliczki poświęcić nie chciał. Stała tak do niedawna. W
kwietniu syn i synowa ją wyburzyli. Ale wtedy figura
była już wam przeznaczona... Dodaje jeszcze, że stara
kapliczka w Zarzeczu została rozjeżdżona przez
buldożery. Prawie na ich oczach. |
|
|
Wyruszamy w dalszą drogę. Figura owinięta w koce
opuszcza teren, na którym stała przez ponad pół wieku.
Wygodnie jej chyba w przepastnym bagażniku nissana. Po
wyjeździe na drogę międzyrzecką udajemy się w prawo.
Musimy przejechać do następnej miejscowości,
Międzyrzecza Górnego. Tam, nieopodal cmentarza i miejsca
po spalonym w 1993 roku drewnianym kościele, stanęła
drewniana budowla. Jest to tzw. Chata Międzyrzecka,
filia Gminnego Ośrodka Kultury. Jednym z jej gospodarzy
i opiekunów jest mieszkający w Jaworzu pan Krzysztof
Czader. Spotkanie z nim to nasz kolejny cel. Krzysztof
jest bardzo złożoną osobowością. Posiada mnóstwo pasji i
zainteresowań. Jest naszym bliskim znajomym oraz
sympatykiem Stowarzyszenia "Gliwickie Metamorfozy". W
dniu dzisiejszym interesuje nas jednak tylko jedna jego
cecha: jest on czynnym, wykształconym rzeźbiarzem w
drewnie. Chcemy, by obejrzał figurę i poopowiadał nam o
niej jako twórca i znawca. Krzysztof dostrzega nas w
holu. Macha nam ręką i nie znając powodu naszego
przybycia biegnie na piętro gotować wodę na kawę.
Zawracamy go szybko z drogi i idąc w stronę samochodu
wyjaśniamy sytuację. Wspólnie wyciągamy rzeźbę prosto na
asfaltowa nawierzchnię w zacienionej części parkingu i
wyczekująco patrzymy na rzeźbiarza. Ten momentalnie
poważnieje i przesuwając dłońmi po rzeźbie i oglądając
ją dokładnie ze wszystkich stron zaczyna mówić jakby do
siebie... - Lipowe drewno. Bardzo stare. To prawdziwe
dzieło sztuki. Poważnie. Żadnej "ludowości" tu nie
widzę. Rzeźbił najprawdziwszy artysta. Prawdopodobnie z
Czech. Ja tu widzę czeski ryt. Widząc nasze zdziwione
miny lekko się oburza. Podkreśla, że jest nie tylko
rzeźbiarzem. Uczy rzeźbić innych a także dokonuje
renowacji zabytków, stąd przez jego ręce przeszło i
przechodzi nadal wiele cudzych dzieł. Starszych i
współczesnych. Potrafi odróżnić artystę od rzemieślnika.
Zaznacza również, że kult świętego Jana Nepomucena
przebiegał dwutorowo - na tym zresztą polega jego
fenomen. Z jednej strony przydrożne i stawiane w
okolicach stawów i mostów ludowe kapliczki, z drugiej
oficjalne figury w kościołach, ołtarze, broń w walce z
reformacją w rękach jezuitów... – Ta figura stała w
kościele lub dużej kaplicy. To wcięcie z tyłu w partii
nóg i prawie nieobrobione plecy świadczą, że mogła to
być część ołtarza. A jeśli nie, to na pewno figura stała
na podstawie, raczej na konsoli. Nie potrafię
jednoznacznie określić jej wieku, ale to na pewno XIX
wiek, ale może też być starsza. To późny barok. Ta
zniszczona polichromia zakłóca ważne szczegóły, ale ja
tu widzę niezwykłą dbałość o zdobienia rzeźbiarskie. Był
tu na Ziemi Cieszyńskiej taki rzeźbiarz co podobnie
rzeźbił. Donay się nazywał, na pewno obiło ci się o
uszy. To do mnie. Pewnie, że mi się obiło. Wacław Donay.
Od razu kojarzy mi się Tryton, czyli Jonasz na
skoczowskim rynku, figury przy farach skoczowskiej i
ustrońskiej oraz jeden z Florianów w Cieszynie. Do dziś
nie wiem który... – Zgadza się, to ten. Ale ty
wspominasz o dziełach w kamieniu. Donay pracował też w
drewnie. Byliście w kościele w Wiśle Małej? Ołtarz i
ambona to robota Donaya właśnie. Oczywiście niezwykle
ciężko byłoby wykazać, że ta figura to jego dzieło, ale
wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było. Zajmuję się
renowacją zabytkowych rzeźb, naprawdę nie przesadzam.
Pytamy jeszcze o ten duży, nadnaturalnej wielkości palec
na ustach figury. To z powody tego drobiazgu tak ciężko
nam uwierzyć w dużą wartość artystyczną tego nepomuka. -
Palec na ustach, no tak... To jeden z atrybutów tego
świętego. Nie zapominajmy o wspomnianej złożoności
kultu. Ten palec łączymy z tą rzekomą tajemnicą
spowiedzi królowej Zofii. Ale jest też jeden zapominany
element kultu Nepomucena. Jest on uznawany za patronat
tzw. dobrej sławy. Co to oznacza? Można figury świętego
odnaleźć na placach rynkowych w wielu miastach.
Najczęściej święty trzymając tam palec na ustach
spogląda w stronę ratusza. Dlaczego? To znak dla
radnych, by rozważnie sprawowali swoją władzę. Dobra
sława, czyli nie obmawiaj, nie mów fałszywie na drugiego
człowieka, waż słowa... Tu, w tej figurze ten atrybut
jest wyraźnie przerysowany. Nie wiem, trudno określić,
czy zrobił to artysta celowo, czy też dorobiono ten
"paluch" później. Te dłonie się wyjmują - tak wtedy
rzeźbiono. Dłonie osobno. Widziałbym tu nawiązanie do
tego patronatu, o którym mówię. Może właśnie jakieś
fałszywe oskarżenie? Pomówienie? A może jakaś rzucona
klątwa? Może... W każdym razie to ewidentnie
podkreślono.
|
|
|
|
|
|
Na koniec, przy ostrożnym pakowaniu rzeźby do samochodu,
Krzysztof dodaje, że widzi ślady profesjonalnej
renowacji. Ktoś jakiś czas temu próbował napuścić figurę
jakimś środkiem. Ślady widoczne są na spodzie. Renowacji
jednak nie dokończono, być może zabrakło pieniędzy...?
Żegnamy się i bogatsi o wiedzę ruszamy w dalszą drogę.
Jedziemy w stronę Chybia. Tu, zaraz za kościołem,
sanktuarium Matki Boskiej Gołyskiej skręcamy w prawo.
Jedziemy drogą aż do ściany lasu. Za lasem szumi Jezioro
Goczałkowickie. Znajdujemy się na skraju Zarzecza. W
budynku nieopodal mamy nadzieję zastać panią Herminę
Przemyk, prezeskę Towarzystwa Miłośników Zarzecza.
Niestety nie zastajemy jej w domu. Wróci z dalekiego
wyjazdu dopiero za kilka dni. Wobec tego wywozimy naszą
figurę prawie spod jej "rodzinnego" miejsca. Czujemy się
niesamowicie. Trudno opisać to uczucie – w każdym razie
trochę ociągamy się z wyjazdem w ostatni etap podróży.
Następnym przystankiem będą już Gliwice-Czechowice. Po
drodze rozmyślam o nieudanym spotkaniu w Zarzeczu. Wiele
obiecywałem sobie po rozmowie z panią Herminą. Nie
myliłem się zresztą – po kilku dniach opowie mi wiele
szczegółów. Przytoczę je teraz, by opowieść była pełna.
Kaplica Godźkowa – Michałkowa, jak twierdzi pani prezes,
była bardzo ważnym elementem sakralnym w Zarzeczu. Stała
nie na jakimś obrzeżu – było to centrum wsi, a droga
była powiatowa. Figura pełniła ważną rolę: miała chronić
Zarzeczan przed wylewami Wisły. Jak poważny był to
problem dowiedzieliśmy się z ofiarowanej nam książki – "Dziejów Parafii w Zarzeczu", reprintu pracy
długoletniego kierownika zarzeckiej szkoły, Jana
Mirochy. W swym dziele wielokrotnie porusza ten problem;
wzmianki o modlitwach, czy szkodach wyrządzonych przez
wylewy przewijają się przez cały opisywany okres czasu.
Nawet znalazła się tam wzmianka, że skutkiem wylewu było
opóźnienie remontu świątyni – po prostu ludzie stracili
tak dużo dobytku i plonów, że nie mieli pieniędzy na
dokończenie prac (rok 1908). Najbardziej jednak
poruszający jest fragment na stronie 13. Mówi on o
przybyciu do Zarzecza jedenastego z kolei proboszcza,
Józefa Nideckiego, w sierpniu 1913 roku. Przytoczę go
dosłownie: "... [ksiądz ten] na samym wstępie doznał
przykrego wrażenia, gdyż powitanie jego musiało nastąpić
przed kościołem, a to z powodu wielkiego wylewu Wisły,
tak, że konie wiozące go brodziły po brzuchy w
wodzie...". Nie dziwi więc, że w dawnym Zarzeczu przed
kapliczką gromadziły się procesje mieszkańców w pięknych
strojach cieszyńskich, z pocztami sztandarowymi
kongregacji i organizacji społecznych, śpiewał Chór im.
Paderewskiego... Odprawiano tam nabożeństwa, modlono się
o mniejsze straty powodziowe i szybsze osuszanie pól.
"Nasz" nepomuk naprawdę mógł czuć się tam potrzebny. Na
koniec, już prawie przed samym rozstaniem, pani Hermina
niespodziewanie zdecydowała się opowiedzieć nam o pewnym
zdarzeniu niezwiązanym bezpośrednio z kapliczką, a z
osobami pochodzącymi z terenu przylegającego do pola, na
którym stała. Opowieść była przeznaczona tylko dla
naszych uszu, więc nie możemy jej tu przytoczyć, lecz
poczuliśmy dreszcz emocji, gdyż miała związek z...
klątwą rzuconą w zdenerwowaniu i ogromnych,
niepotrzebnych emocjach... Klątwą o ogromnych skutkach!
A więc być może Krzysztof trafił w sedno? Może ma to
związek z wyolbrzymionym palcem świętego?!
|
|
|
Tyle udało mi się zdobyć wiadomości o figurze
przywiezionej po południu przez nas na miejsce. W
Gliwicach, w dzielnicy Czechowice, na rogu ulic
Toszeckiej i Nad Łąkami, przed otwartą kapliczką Jana
Nepomucena oczekuje już na nas Andrzej Szelka, sympatyk
"Gliwickich Metamorfoz", społecznik związany zarówno ze
Stowarzyszeniem Rozwoju Czechowic jak i z Radą Osiedlową
dzielnicy Czechowice. Oprócz niego wita nas opiekunka
kapliczki, pani Aniela Wieczorek. Przyprowadziła z sobą
wnuka, co ma charakter wręcz symboliczny - bo to właśnie
mieszkająca obok rodzina Wieczorków "od zawsze"
opiekowała się kapliczką, dbała o jej otoczenie i o
figury i obrazy znajdujące się wewnątrz. Z namaszczeniem
wnosimy figurę do środka. Czekamy chwilę na prezeskę Stowarzyszenia
"Gliwickie Metamorfozy", Małgorzatę Malanowicz, by po
podpisaniu stosownych protokołów ostatecznie przekazać
rzeźbę Andrzejowi pod opiekę. Stajemy jeszcze do
wspólnej fotografii. Po chwili rozmowy decydujemy udać
się na wspólny obiad i rozjechać każdy w swoją stronę.
Podróż zakończona. Nepomuk pozostał w dobrych rękach.
Dalszą jego historię dopiszą mieszkańcy Czechowic. To
dobrzy i ofiarni ludzie. Na pewno potrafią zadbać o
figurę patrona swej zabytkowej kapliczki. Za jakiś czas
dożynki i pierwsza msza przy nowej rzeźbie. Będziemy tu
zaglądać! Do zobaczenia!
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Materiały
źródłowe:
Źródła drukowane:
Helena i Ludwik Bartoszkowie "Kult św. Jana Nepomucena na
Śląsku Cieszyńskim", (w:) Kalendarz Cieszyński 2009,
Cieszyn 2008 (str.249-256)
Kazimierz Paweł Raszka "Wieś, której nie ma", (w:)
Kalendarz Cieszyński 1999, Cieszyn 1998 (str.84-87)
Edward i Hermina Przemykowie "Pamiętnik Zarzecki" Rocznik
V, Zarzecze 2004 (str.14)
Edward i Hermina Przemykowie "Zarzeckie Kapliczki i Krzyże
Przydrożne", Zarzecze 1995
Jan Mirocha "Dzieje Parafii w Zarzeczu", Cieszyn 1935
Nakładem Autora - reprint wydany przez Towarzystwo
Miłośników Zarzecza w 1994 roku
Przekazy ustne:
Wywiad z Erwinem Kupką, pochodzącym z Zarzecza mieszkańcem
Mazańcowic, Mazańcowice 12.05.2011
Wywiad z Krzysztofem Czaderem, rzeźbiarzem z Jaworza,
Międzyrzecze Górne 12.05.2011
Wywiad z Herminą Przemyk, prezeską Towarzystwa Miłośników
Zarzecza, Zarzecze 24.05.2011
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|